Urzędnik skarbowy, członek chóru Akord, harcerz ZHP
Spoczywa na cmentarzu Parafialnym w Żywcu
Lokalizacja: działka 07, rząd 07, miejsce 09_10
Pogrzeb odbył się 3 września 2015 roku w kościele pw. Przemienienia Pańskiego w Żywcu. Nad grobem obszerną laudację wygłosił brat – Stanisław Dobosz, dostarczając wielu cennych informacji o życiu, pracy, zainteresowaniach Kazika, jak zwykle koledzy zwracali się do Niego. Życie nie szczędziło Mu cierpień, ofiarowało wiele niespełnionych nadziei - Kazimierz Dobosz urodził się w Żywcu 2 lutego 1936 roku. Przez całe życie cechował Go spokój i małomówność. Po śmierci syna Zdzisława, do końca swych dni pozostał osobą żyjącą w samotności – wspominał brat.
Technikum Finansowe ukończył w Żywcu, po maturze pracował w Miejskim Handlu Detalicznym, w Wydziale Finansowym PPRN w Żywcu. Do tego Wydziału powrócił po odbyciu służby wojskowej w kwatermistrzostwie garnizonu warszawskiego, w latach 1956-1958. Od 1976 roku, do przejścia na emeryturę, pracował jako starszy komisarz Urzędu Kontroli Skarbowej w Bielsku-Białej. Został odznaczony Złotym Krzyżem Zasługi. Wolny czas od pracy zawodowej przeznaczał na działalność w Teatrze im. Stefana Jaracza PDK RN. Grał inżyniera w Wodewilu Warszawskim, górala w Zalotach Góralskich J. Reimschussla.
Będąc członkiem II Drużyny Męskiej ZHP im. Zawiszy Czarnego i PTTK w Żywcu, przecierał szlaki i to w dosłownym znaczeniu w Beskidzie Żywieckim. Z grupą zaprzyjaźnionych osób uczestniczył w licznych zagranicznych wycieczkach. Był w Grecji, Egipcie, w Indiach, Nepalu, a z Zielonego Statku Podwodnego podziwiał rafy koralowe na Morzu Czerwonym. Delikatny, wrażliwy, ciekawy świata i ludzi, z podróży gromadził nietypowe pamiątki: białe kamienie, świecące nocą grudki piasku pustynnego, garść ziela z oazy. Te pamiątki dla Niego najwspanialsze, jedyne w swoim rodzaju, oprawiał i wieszał na ścianach. Tworzyły one dekorację mieszkania, a na mapie świata znaczył odwiedzane miejsca.
Człowiek taki jak śp Kazimierz żył wśród ludzi, ale nie w centrum wydarzeń, wyciszony, jakby nieobecny. Z godnością i dużą pokorą przyjmował to, co niosło Mu życie. Tak jak żył... tak pogodzony z wszystkim zmarł. Odszedł od brata, rodziny, znajomych, a przede wszystkim od chóru Akord, z którym związany był silnymi więzami, niemal 20 lat temu zwerbowany przez założyciela, długoletniego dyrygenta Tadeusza Trębacza. Zawsze punktualny, obecny na próbach, występach, nigdy nie zwracający na siebie uwagi. Ale nie stronił od organizowanych spotkań integracyjnych, imprez. Pogodny, kulturalny i bardzo wdzięczny za najmniejszą okazaną Mu pomoc czy życzliwość. Nie zawiódł się na śpiewających przyjaciołach, może to słowo na wyrost, choć... podobno przyjaciół poznaje się w biedzie. Brat Stanisław podkreślił - w ostatnich tygodniach życia, pani prezes, zarząd chóru i koledzy zastąpili Mu najbliższą rodzinę. Udzielona pomoc, w dalszej kolejności odwiedziny w szpitalu i rozmowy telefoniczne sprawiały Mu dużą radość. Do końca spokojny, godzący się z rzeczywistością. Stronił od obciążania kogokolwiek swoimi problemami zdrowotnymi – Jego słowami: nie martwić innych błahostkami zdrowotnymi. Nikomu nie udało się dotrzeć do wrażliwego wnętrza, bo to co najważniejsze w człowieku, zwykle nie jest widoczne dla ludzkich oczu.
Opuścił Akord... już tym razem nie zaśpiewał z tenorami, ale chór był z Nim, towarzyszył w ostatniej Jego ziemskiej drodze.
Zmarł 15 sierpnia 2015 roku.
W pamięci pozostał jako piechur, przemierzający miarowym krokiem ulicę Kościuszki (z rękami założonymi z tyłu). Zawsze w marynarce lub w płaszczu, w zimne czy chłodne dni, w czapce z daszkiem.
Barbara Fryś-Dzikowska
Wspomnienie ukazało się w „Nad Sołą i Koszarawą”, nr 410, 2015